
Chiny – wielkie rezerwy, wielkie problemy
Written by zzz, gru 23, 2017, 0 Comments
Wbrew pozorom ogromne rezerwy walutowe są dla Chin nie tylko poduszką bezpieczeństwa, ale i poważnym problemem. A nawet tak potężna “armia walutowa” może się okazać nieskuteczna w walce z dominującym rywalem – Stanami Zjednoczonymi.
W połowie poprzedniej dekady, w kilka lat po przystąpieniu Chin do Światowej Organizacji Handlu, Państwo Środka zaczęło wypracowywać coraz wyraźniejsze nadwyżki handlowe, a za Mur zaczął płynąć coraz szerszy strumień kapitału, szukającego wysokich stóp procentowych i liczącego na aprecjację juana. Przy neutralnej polityce władz powinno to powodować znaczący wzrost wartości chińskiej waluty. Pekin wybrał jednak strategię rozwoju opartą na eksporcie, dlatego za wszelką cenę nie chciał dopuścić do gwałtownego umocnienia renminbi. Skutkowałoby to bowiem nagłym wzrostem cen chińskich towarów sprzedawanych za granicą, czyli zmniejszeniem ich konkurencyjności. A w konsekwencji uderzyłoby w rynek pracy, czyli ład społeczny za Murem.
W efekcie rezerwy walutowe Państwa Środka puchły w niespotykanym tempie. Jeszcze na początku 2001 r. wynosiły raptem 170 mld dol., 13 lat później – ponad 20 razy więcej. W szczytowym momencie Chińczycy mieli “w skarbcu” równowartość blisko 4 bilionów dol.
Wartość chińskich rezerw walutowych [bln dol.]. Szacuje się, że 60 proc. stanowią aktywa dolarowe (Bankier.pl na podstawie PBC)
Na pierwszy rzut oka utrzymywanie tak ogromnej “walutowej armii” ma same plusy. Nie dość, że odstrasza potencjalnych spekulantów, to w sytuacji awaryjnej pozwala ograniczyć krach krajowej waluty. Taka sytuacja miała miejsce w latach 2014-16, gdy odpływ kapitału zza Muru wywierał silną presję na juana. Pekin nie chciał dopuścić do gwałtownej utraty wartości “czerwonego”, więc poświęcił aż bilion dolarów na obronę kursu, co wraz z zaostrzeniem kontroli wywozu środków zahamowało skalę osłabienia renminbi.
Kurs USD/CNY (FRED)
Istnieje jednak druga, ciemna strona gromadzenia wielkich rezerw, czyli utrata kontroli nad polityką monetarną. Jak działa ten mechanizm? Eksporterzy otrzymują płatności w dolarach, ale potrzebują juanów, by prowadzić działalność za Murem. Idą więc do banku i wymieniają “zielone” na “czerwone”. Gdyby na tym poprzestać, juan umocniłby się. Jednak Ludowy Bank Chin (PBC) nie chce do tego dopuścić, więc ściąga dolary z rynku, emitując w zamian juany i skupując za nie amerykańską walutę od banków komercyjnych. Jako że nadmierne zwiększenie podaży pieniądza jest prostą drogą do wybuchu inflacji, bank centralny stara się tamować przyrost płynności poprzez operacje sterylizacyjne. Emituje zatem papiery wartościowe, które za otrzymane wcześniej “czerwone” nabywają banki. I tu pojawia się kilka problemów.
Przede wszystkim całkowita sterylizacja nie jest możliwa, szczególnie przy tak słabo rozwiniętym do niedawna rynku finansowym i przy konieczności zaabsorbowania tak dużych napływów jak w przypadku Państwa Środka. Ponadto, gdyby bank centralny wypuścił na rynek zbyt dużo papierów wartościowych, spadłaby ich cena, co oznaczałoby wzrost stóp procentowych na rynku międzybankowym, który mógłby się rozlać na całą gospodarkę. A do tego władze nie chciały doprowadzić.
Niewysterylizowana część środków powstałych na skutek walki z umocnieniem juana niebezpiecznie zwiększa ilość pieniądza w gospodarce, doprowadzając wraz z innymi czynnikami wywołanymi polityką Pekinu (wysoka stopa oszczędności) do ekspansji kredytowej na niespotykaną skalę czy powstawania kolejnych baniek spekulacyjnych. Ogromny wzrost zadłużenia chińskiej gospodarki jest zatem w tym świetle raczej pobocznym efektem innych polityk lub przynajmniej ich racjonalnym makroekonomicznym wytłumaczeniem.
Zmiana podaży pieniądza M2 (niebieska linia) i PKB (czerwona). 2001=100 (FRED)
To że nie doszło jeszcze do pęknięcia kredytowej bańki wynika ze specyfiki chińskiej gospodarki, w której władza twardą ręką kontroluje zamknięty system bankowy i wiele gałęzi gospodarki oraz ogranicza obywatelom możliwość inwestowania środków za granicą.
W tym świetle kwestia ponoszonych przez bank centralny kosztów wydaje się mieć mniejsze znaczenie, co nie oznacza, że nie warto o niej wspomnieć. Papiery emitowane przez PBC są wyżej oprocentowane niż obligacje USA (bo za Murem są wyższe stopy procentowe), więc chińskie władze płacą więcej swoim wierzycielom niż Amerykanie im.
“Złapał Chińczyk Amerykanina, a Amerykanin za łeb trzyma“
A to nie koniec minusów. Polityka Chin prowadzi do powstania paradoksu – biedniejszy kraj pożycza światu, a w szczególności bogatszej Ameryce pieniądze. Mniej zamożni obywatele Państwa Środka finansują konsumpcję dobrze sytuowanych Amerykanów. Równocześnie władze narzekają na niski poziom konsumpcji za Murem i zapowiadają jej pobudzanie.
Choć na brak inwestycji infrastrukturalnych Chińczycy nie mogą narzekać, to brakuje im przecież np. systemu zabezpieczeń społecznych z prawdziwego zdarzenia. Nie istnieje powszechny system emerytalny, kuleje sektor ochrony zdrowia czy edukacji publicznej, co zmusza obywateli do ogromnych oszczędności. I spirala się nakręca, bo oszczędności te gdzieś trzeba zainwestować, a system alokacji zasobów jest za Murem nieefektywny – pieniądze nie trafiają tam, gdzie są najbardziej potrzebne, bo rynek finansowy jest kontrolowany przez państwo. W efekcie Pekin wysyła część kapitału do pracy za Oceanem.
W efekcie Chiny są największym wierzycielem Stanów Zjednoczonych – z danych Departamentu Skarbu wynika, że Pekin posiada obligacje skarbowe USA o wartości 1,19 bln dol. (choć istnieją poważne przesłanki, by sądzić, że wartość ta jest o kilkaset miliardów wyższa, bo Chiny są w posiadaniu obligacji za pośrednictwem podmiotów zarejestrowanych w innych krajach, np. Belgii). Nie dość, że środki nie pracują w kraju, to jeszcze przynoszą marne zyski – amerykańskie papiery mają niską rentowność, a siła nabywcza dolara stopniowo spada.
Siła nabwycza dolara (FRED)
Do wad stricte gospodarczych można jeszcze dorzucić argument polityczny. Pekin od lat zabiega o ograniczenie roli dolara w światowych finansach, argumentując że daje on uprzywilejowaną pozycję Stanom Zjednoczonym. Tymczasem to właśnie Chiny znacząco przyczyniają się, poprzez gromadzenie ogromnych rezerw w dolarach i przyjmowania płatności w amerykańskiej walucie, do podtrzymania dominującej roli “zielonego”, a co za tym idzie – USA w globalnej gospodarce.
W tym kontekście często przewija się argument, że władze Państwa Środka mogą wykorzystać zgromadzone obligacje USA do uderzenia w największego rywala. Na razie taki scenariusz to czyste political fiction – Chiny mają w obecnej konfiguracji zbyt dużo do stracenia. Wyprzedaż amerykańskich papierów wiązałaby się nie tylko z jednorazową stratą wynikającą z obniżenia ceny rynkowej, ale i umocnieniem kursu juana, co odbiłoby się na chińskim eksporcie, czy problemami z zapłatą za import(Chiny są drugim importerem świata, a w rozliczeniach wciąż dominuje “zielony”).
Jak wrogi ruch odebrano by w Waszyngtonie chyba nie trzeba pisać. Tymczasem zza Muru za Ocean płyną towary o łącznej wartości blisko 500 mld dol. rocznie, nie wspominając o innych formach współpracy, praktycznie na każdym polu – politycznym, biznesowym, kulturowym czy naukowym.
Bliżej realizacji tego spiskowego scenariusza znajdziemy się, gdy Pekinowi uda się przestawić chińską gospodarkę na nowe tory – z napędzanej inwestycjami i eksportem na opartą na konsumpcji i usługach. Jeżeli w tym czasie uda się również zwiększyć popularność renminbi na świecie, np. poprzez oparcie go na złocie, to Chiny mogą być bardziej skłonne wywrócić światowy porządek do góry nogami, nawet uwzględniając wyżej wymienione koszty.
Warto przy tym jednak przypomnieć, że Pekin ma niewielką część ogromnego zadłużenia USA. Dług publiczny Wuja Sama przekroczył w tym roku 20 bln dol. W rękach zagranicznych inwestorów znajduje się mniej więcej jedna trzecia, w rękach samych Chińczyków ok. 6 proc. Dwie trzecie pozostają w posiadaniu krajowych instytucji publicznych oraz inwestorów indywidualnych i instytucjonalnych. “Zrzut” chińskich rezerw na rynek miałby zatem duże konsekwencje jako element zestawu działań wrogich USA, a nie pojedyncze wydarzenie, które wstrząsnęłoby rynkiem ze względu na ogromną skalę. Czy inne kraje poszyłyby za przykładem Pekinu i zdetronizowały dolara? To oczywiście zależy od wielu czynników – dostępnej alternatywy, ale i rozlokowania amerykańskich lotniskowców.